MOTOCYKL,  Prawo jazdy

Kategoria A w moim przypadku, od A do Z

W tym temacie opiszę na bazie własnych doświadczeń jak zdobywa się prawo jazdy kat A, konkretnie w Opolu.

Poniższy tekst przedstawia przebieg mojego doświadczenia związanego z uzyskaniem uprawnień kategorii A – motocykle. Jest to opis z Opola z 2016 roku więc… może być delikatnie nieaktualny…

Moja sytuacja wyjściowa wiosną 2016 roku była następująca:

  • kierowca B i C;
  • kierowca jeździ motocyklem 125cc na kategorii B, zgodnie z obowiązującymi przepisami;
  • są smaczki na coś większego;
  • założenia są takie, że mam to zrobić jak najtaniej. Najlepiej wyrobić się do końca miesiąca (opcja realna ale dodatkowo płatna 200zł – dałem sobie spokój bo jazdy i tak są tylko po 17ej więc moja praca nie będzie w tym przeszkadzała a 200zł jak wiadomo to około 4 tankowania do pełna i około 1200 km przyjemności. Tak, wtedy można było za 200zł przejechać taki dystans.

Jak to wyglądało w moim przypadku:

  • Lekarz orzecznik (od tego zaczyna się wszystko): orzeczenie zdobyte, 200zł wydane;
    Jak wyglądała wizyta:
    Umówiłem się na wizytę u pani Krystyny Mazalon-Kumala – Opole, 1 Maja 9, II piętro. Wtorki od 14:00 do 16:00 i czwartki od 15:00 do 17:00.
    Dostałem ankietę do wypełnienia, gdzie miałem złożyć oświadczenie o przebytych urazach, leczeniach, chorobach itp. Później badanie ogólne, krótka rozmowa, ustawowe 200zł i z odpowiednim orzeczeniem wróciłem do domu.
  • Zdjęcia: można po prostu iść do jakiegoś punktu foto i sobie zrobić odpowiednie zdjęcie za odpowiednie pieniądze. Jeśli jednak dysponuje się odpowiednią kopią elektroniczną i odrobiną czasu to można to sobie zrobić samemu. Mnie to kosztowało trochę czasu i niecałe 1,40zł (tak: jeden złoty, czterdzieści groszy!) – za 6 szt zdjęć 3,5 x 4,5. [b]Cała tajemnica tej kwoty to punkt FotoJoker, który drukuje odbitki 15×10 w cenie 1,39 zł[/b]. Trzeba tylko na tej “odbitce” umieścić jako obraz 6 szt. zdjęć do wycięcia, o wymiarach 3,5 x 4,5 cm. A robi się to tak:
    Zdjęcie w wersji elektronicznej swojego frontu, należy je wykadrować zgodnie z wymaganiami: 70-80% ma zajmować twarz, tło ma być jasne i jednolite (czyli białe). Proporcje obrazu 3,5×4,5 bo później na wydruku będzie to w centymetrach; Jak ktoś nie wie jak to obliczyć: zaznaczamy kadrowanie nieco ponad głową i nieco obok uszu i sprawdzamy jaka to jest szerokość w pikselach. Uzyskaną wartość dzielimy przez 3,5 a wynik takiego dzielenia mnoży się przez 4,5 i wychodzi wysokość jaka powinna być tego zdjęcia w pikselach.
    Tak skadrowane zdjęcie można sobie zapisać w osobnym pliku lub skopiować do schowka pamięci (opcja kopiuj);
    usuwanie tła, kadrowanie zdjęcia najlepiej jest zrobić w bezpłatnym programie GIMP lub komercyjnym Photoshop. Tam również przygotujemy sobie jedno “duże zdjęcie”, które będzie zawierało 6 szt. małych zdjęć (do wycięcia);
    Jakie wymiary ma mieć to “duże zdjęcie”? – Zdjęcie naszego frontu musi być wykadrowane i musimy znać jego wymiary w pikselach (szerokość i wysokość – opis kilka linijek wyżej) i obliczamy sobie wymiary “dużego zdjęcia” ze wzorów:

szerokość dużego zdjęcia w pikselach X = (szerokość małego zdjęcia w pikselach x 10) / 3,5
wysokość dużego zdjęcia w pikselach Y = (wysokość małego zdjęcia w pikselach x 15) / 4,5

  1. W programie GIMP tworzymy NOWE (pole pracy, nie wiem jak to nazwać), i na wstępie podajemy wymiary tego pola, według tego co wyszło nam z obliczeń;
  2. Wchodzimy w małe zdjęcie naszego frontu i wybieramy opcję KOPIUJ;
  3. Wracamy do “dużego zdjęcia” i wybieramy opcję WKLEJ, co spowoduje pojawienie się małego zdjęcia na dużym białym tle. Nie zmieniamy rozmiaru (!), przesuwamy jedynie zdjęcie blisko lewej górnej krawędzi ale tak aby się z tą krawędzią zdjęcie nie stykało;
  4. Wykonujemy jeszcze raz operację WKLEJ i drugą kopię naszego frontu ustawiamy równo po prawej obok pierwszej kopii;
  5. Podobnie wykonujemy jeszcze 4 kopie, z tym, że te cztery kopie należy umieścić w dwóch następnych rzędach ze względu na brak miejsca. Mamy 6 małych zdjęć na jednym dużym;
  6. Z menu GIMP wybieramy Plik > Wyeksportuj jako…;
  7. Jako format wyjściowy podajemy JPG lub JPEG, podajemy własną nazwę nowego pliku, podajemy lokalizację na dysku tego pliku i eksportujemy (zapisujemy jako zdjęcie JPG);

    Tak utworzone zdjęcie można wydrukować w każdym punkcie fotograficznym. Jest ono przygotowane do wydruku na papierze 15×10 i małe zdjęcia będą miały dokładnie 3,5×4,5cm – dokładnie takie jakie są wymagane. Wystarczy wyciąć.
    Ja skorzystałem z punktu Fotojoker, gdzie wydruk takiego zdjęcia to koszt 1,39zł a do tego jeszcze miły pan użyczył mi nożyczki abym mógł sobie te małe zdjęcia powycinać.

Starostwo Powiatowe, Wydział Komunikacji w Opolu, pok. 206 – tutaj uzyskujemy nr PKK – bez opłat. Zdjęcie przyjęte bez szemrania. Jak wyglądała cała ta wizyta:

  • Oddajemy orzeczenie lekarskie;
  • Dajemy jedną kopię zdjęcia;
  • Wypełniamy na miejscu druk podając swoje dane oraz informacje o kategorii prawa jazdy już posiadanych i te o które będziemy się ubiegać i kilka innych drobniejszych rzeczy;
  • Do wypełnionego druku pani wkleiła zdjęcie i całość wylądowała w skanerze;
  • Następnie pani poszła po moją teczkę z dotychczasową dokumentacją i kilka chwil później podpisywałem już odbiór numeru PKK.

W tym miejscu proponuję skierować się do WORD i umówić się na egzamin teoretyczny. W ŻADNYM WYPADKU NIE ZGADZAĆ SIĘ NA ORGANIZOWANIE / OPŁACANIE TERMINU TEGO EGZAMINU PRZEZ OSK!!! Niestety, o takiej możliwości dowiedziałem się za późno i za ten egzamin zapłaciłem dwa razy. Pomijając te 35 zł oddane dla BLU totalnie bez sensu, później okazało się, że przez niezrozumiałe dla mnie kombinacje w OSK jestem grubo ponad 3 tygodnie w plecy jeśli chodzi o terminy egzaminów… więc piszę jeszcze raz: PO OTRZYMANIU NUMERU PKK DO RĘKI OD RAZU WALIĆ DO WORD I UMAWIAĆ SIĘ NA EGZAMIN TEORETYCZNY. Chyba, że chcecie się kopać tyle czasu co ja…

OSK
Ze względów finansowych wybrałem OSK BLU. Po założeniu konta i podaniu niezbędnych danych umówiłem się na jazdy na placu. Umówiłem się z właścicielem, że zajęcia teoretyczne sobie darujemy (co nie znaczy, że za to nie płacę! Po prostu uznajemy te przyjemności za wykonane) bo posiadam wyższe kategorie (B i C) i ucznie się znaków drogowych, skrzyżowań itp., to dla mnie strata czasu… nie ma to za bardzo sensu. Zaczynam więc od razu od “placu”.
Jaki jest koszt takiego kursu?
Udało się załatwić ten kurs przez Grupon, więc z 1300zł zrobiło się 800zł. Do tego zawsze można dogadać się z właścicielem firmy odnośnie opłat. Zawsze można sobie wynegocjować jakiś upust.

No i w tym miejscu warto wrócić do tego co pisałem wyżej: nie dajcie sobie wmówić, że OSK załatwia pierwszy egzamin – egzaminy (teoretyczny i praktyczny!) załatwiacie i opłacacie sobie sami. I tak będziecie musieli to zrobić więc nie traćcie czasu i pieniędzy.

Nie wiem jak w innych częściach kraju ale w Opolu to nie lada okazja bo normalna cena samego kursu to 1300 zł (na pewno się to zmieniło od 2016 roku!). Niemniej od razu po uzyskaniu numeru PKK udajcie się do WORDu aby jak najszybciej zaklepać sobie egzamin teoretyczny, później dopiero można rozpoczynać oficjalnie szkolenie w OSK!

TEORIA
Uzgodniliśmy wspólnie z instruktorem, że teorię uzupełnię przy pomocy dostępnych serwisów WWW. Wybrałem prawo-jazdy-360.pl. Sugerowałem się opinią znajomych i innych użytkowników forum. Po założeniu konta wykupiłem pakiet na 3 miesiące – 20 zł. Daje to dostęp do wszystkich pytań egzaminacyjnych dla wszystkich kategorii prawa jazdy na czas 3 miesięcy – wszelkie zmiany w pytaniach w ministerstwie są tam uwzględniane. Treści i wygląd testów, pytań, filmów itd., jest identyczny jak to co będzie na egzaminie… więc 20 zł za 3 miesiące takich usług uważam za rozsądną cenę. 22-go sierpnia 2016 roku zdałem ten egzamin w pierwszym podejściu. Ale nie uprzedzajmy faktów…

1 jazda (pierwsze 2 godziny)
Dostałem do dyspozycji motor(ek) o pojemności 125cc.
Wszystko w nim jest rozklekotane. Pewnie pamięta wczesne lata PRL. Logo na zbiorniku Yamaha, pojemność mniemam 125cc chociaż to też wątpliwe. Sprzęgło łapie przy samej końcówce a sprężynę tam wsadzili chyba z ciągnika bo po 2 godzinach jazdy na pół-sprzęgle miałem totalnie spalone mięśnie przedramienia. Całe dwie godziny spędziłem na utrzymywaniu równowagi, czyli jazda do 5km/h na półsprzęgle. Najpierw utrzymywanie równowagi na prostej, później ósemka a na koniec wolny slalom – wszystko z minimalną prędkością do 5km/h. Ma to swój cel: kto przy takiej prędkości ustoi z motocyklem to później na egzaminie nieco większa prędkość nie będzie stanowiła problemu… taka jest teoria…

2 jazda (3 i 4 godzina)
W związku z tym, że 125tka rozklekotała się na dobre, do dyspozycji dostałem Yamahę YBR 250. Pierwszy moto, na którym już można sobie krzywdę zrobić (tak mi się wydaje bo dość nerwowo reagował na dodawanie gazu). No i kręcimy ósemeczki i slalomy z minimalną prędkością. Znowu do sprzęgła potrzebny kulturysta ale co tam, dałem radę.

3 jazda (5 i 6 godzina)
No i nastał sądy dzień, kiedy moje szanowne 4 litery zasiadły na XJ600 (jeszcze nie XJ6 tylko XJ600 – starszy model, poprzednik XJ6). Nie dość, że do sprzęgła potrzebny kulturysta to jeszcze w kołach brakuje nieco powietrza i trzeba się mocować z kierownicą… po raz kolejny dałem radę. Z resztą kto by myślał o sprzęgle skoro pod tyłkiem 50-parę kucyków mruczy (i podświadomie daje do zrozumienia, że nie zawaha się mi krzywdę zrobić więc ostrożnie z tym sprzęgłem). Na XJ600 przejeździłem 5-tą godzinę. 6-godzinę kolega z boku akurat skończył więc dostałem do dyspozycji XJ6 – taki sam jak na egzaminie. Ku mojemu zdziwieniu to najlepiej dające się prowadzić moto na jakim siedziałem, zaraz po moim! Oczywiście inna masa i inna moc ale siedzisko podobnie jak w moim Junaku RS125 (wysokość), pozycja kierowcy taka sama i w stosunku do XJ600 o niebo lepsze prowadzenie (może chodzi o odpowiednie ciśnienie w oponach). Silnik przyjemnie mruczy, wentylator co chwilę się włącza i grzeje po nogach… ale za to sprzęgło chodzi w końcu lekko! W związku z tym, że pozycja na tym moto jest bardzo podobna jak w moim RS125 to bardzo szybko się odnalazłem. Po kilkunastu minutach pozwoliłem sobie nawet na dodawanie gazu, co okazało się bardzo płynne i łagodne… jeśli na takim moto będę miał egzamin to mogę iść jutro! – ósemeczki i slalom wolny robiłem praktycznie z marszu a po kilku przejazdach śmigałem jak by to był mój motocykl, który mam od dawna. Na pewno przyczyniła się do tego pozycja na motocyklu bardzo zbliżona do tego co mam w RS125 oraz coraz lepsza umiejętność wolnej jazdy i utrzymywania równowagi – to co maglowałem przez pierwsze 4 godziny (i kilka godzin samodzielnie na Junaku). Egzamin zaczynam widzieć w jasnych kolorach. Teraz czekam na szybszą jazdę: slalom przy średniej 30km/h i omijanie przeszkody… oj będzie się działo…
Póki co moje nastawienie jest takie:

Muchy w zębach

Teraz przerwa. Z kolegą nie marnujemy jednak czasu. Zorganizował on pachołki, ja podpowiedziałem gdzie jest kawałek placu i sobie ćwiczymy we własnym zakresie na swoich małych motorkach. Następne jazdy (po 2 godziny) mam 2 i 3 sierpnia… pewnie slalomy i ósemeczki do bólu i być może coś nowego…

4 jazda (7 i 8 godzina)
Udało się umówić szybciej na jazdy. Była już mowa o tych szybszych konkurencjach (slalom szybki i omijanie przeszkody) ale to na spokojnie bo to podobno jest banalne. Próbowałem to robić z kolegą na parkingu (naszymi 125-tkami) i szło bez problemów więc to chyba prawda. Póki co dalsze męczenie na ósemkach i wolnym slalomie. O ile wolny slalom po prostu trzeba zrobić wolno, na pół-sprzęgle, to ósemki jak dla mnie totolotek: cztery zrobię bez niczego a na piątej stracę równowagę i od nowa… innym razem mogę je robić w nieskończoność i nie ma problemu.
Doszło w końcu coś takiego jak obsługa motocykla, czyli ta bajka na początku egzaminu: “proszę pokazać światła”, “jak się sprawdza płyny”, “jak się dba o łańcuch”… okazuje się, że nie jest to takie oczywiste i nieco mija się z tym co jest dostępne na YouTube. Wcale mnie to nie dziwi. Słuchajcie tego co mówią w OSK. To co jest na YouTube może być nieaktualne albo zwykłą fantazją autora.
Kolega ma już egzamin teoretyczny za sobą, ja niestety się sfrajerowałem i będę miał testy dopiero po kursie. Pamiętajcie, że na testy teoretyczne można (A NAWET TRZEBA!!!) się samodzielnie zapisać jak tylko dostanie się numer PKK do ręki! – koszt 30zł. Później okaże się, że oczekiwanie na to, że szkoła cokolwiek mi załatwi w WORD to strata czasu.

5 jazda (9 i 10 godzina)
Ósemeczki i slalom wolny… już było bardzo blisko “szybkich” konkurencji… gdybym się nie wypieprzył z motorkiem na jednej z ósemek. No i po takim pokazie miałem z głowy szybsze rzeczy. Błąd polegał na tym, że jechałem po łuku za wolno (2-3km/h) i motorek zaczął się walić na bok. Zamiast wystawić nogę, podeprzeć się i zwyczajnie rozpocząć podejście od nowa, postanowiłem ambitnie przyspieszyć i utrzymać równowagę… puściłem sprzęgło i (już w porządnym przechyle) nastawiony na przyspieszenie i wypionowanie motocykla… ten sobie zgasł i runął na glebę razem ze mną… tak to jest jak się zbyt ambitnie podchodzi do tematu jazdy wolnej. Może na kolejnej jeździe będą szybsze konkurencje bo jazda na wolnych obrotach na jedynce już mi się daaawno znudziła i zaczynam za bardzo kombinować.
Oczywiście ciąg dalszy “obsługi” czyli proszę pokazać gdzie się sprawdza poziom płynów, światła, klakson, łańcuch… cała procedura krok po kroku.

Po tych jazdach podsumowanie od mojego instruktora:

  • za wyjątkiem mojej “wzorowej wywrotki”, jestem gotowy do egzaminu na placu nawet jutro;
  • po 12 godzinie mogę jechać na miasto więc razem z kolegą i instruktorem doszliśmy do porozumienia, że najlepiej będzie jak w 3-kę pojedziemy na 2 godziny na miasto (godzinę ja i godzinę kolega), co zdejmie z nas po jednej godzinie jazd a w praktyce obaj będziemy 2 godziny jeździć bo jedną godzinę na motocyklu a drugą w samochodzie obserwując błędy drugiej osoby. Dłużej nie będzie sensu jeździć bo mamy swoje małe motorki, które na miasto spokojnie wystarczają więc możemy sobie jeździć sami. Pozostałe godziny będziemy szlifować ósemeczki i slalomy… jak ja to wytrzymam…
  • kolega zapisał się we własnym zakresie na egzamin teoretyczny i ma go już z głowy. Ja to “spartoliłem” i naiwnie czekałem do końca kursu. Praktyka pokazała, że OSK niczego mi nie załatwi i samodzielnie musiałem sobie “klepnąć” (i zapłacić!) termin w WORD… ponad 3 tygodnie w plecy!

jazda 6 (11 i 12 godzina)
Ósemki, slalom wolny, ósemki…na zmianę XJ6 i XJ600…

jazda 7 (13 i 14 godzina)
Te ósemki już mnie nudzą. Na zmianę na XJ6 i XJ600. Slalom wolny w zasadzie to formalność. Dzisiaj pierwszy raz popróbowałem sobie szybszej jazdy – szybkie konkurencje. Na razie nie tak szybkie jak wymaga egzamin ale już wiem, że motocykl nie chce mnie zabić.

jazda 8 (15, 16 i 17 godzina)
Ósemki, slalomy wolne, obsługa no i jazdy szybkie, już z wymaganą prędkością (w końcu fajna zabawa!).
17 godzina to jazda po mieście. Tyle jeżdżę 125tką po mieście i nie wiedziałem że to takie wnerwiające zajęcie…

W tym momencie zdałem sobie sprawę, że źle zaplanowałem sobie terminy egzaminów, bardzo źle. Dzisiaj mamy 10 sierpnia a dopiero 22-go jestem umówiony na egzamin teoretyczny i niestety nie da się szybciej. A zostały mi tylko 3 godziny jazdy, które zostawiłem sobie na “przed egzaminem praktycznym”.

Egzamin teoretyczny
W końcu nastał dzień, w którym należało podejść do pierwszej części egzaminu – testy. Na testy można się umawiać już w momencie uzyskania z urzędu komunikacji numeru PKK (i takie rozwiązanie zdecydowanie polecam bo później wszystko niepotrzebnie rozwleka się w czasie).
Jak to wyglądało w Opolu: przychodzimy na umówioną godzinę, jeśli ktoś jest pierwszy raz to najlepiej przyjść kilka minut wcześniej aby mieć czas na odszukanie odpowiedniej sali. Jak ktoś się interesuje i rozwiązywał już testy (mam nadzieję, że wszyscy, którzy podchodzą do tego egzaminu!) to znają zasady. Niemniej zostały one powtórzone. Krótki test z obsługi systemu (kilka pytań próbnych) i start egzaminu. Pytania w zasadzie takie same jak na stronie www.prawo-jazdy-360.pl więc z czystym sumieniem ją polecam. Rozwiązywanie zadań, obsługa, układ graficzny, wszystko bardzo podobnie. Mój wynik nie powalił na kolana (69/74) ale cóż, stres zrobił swoje. Nie patrzyłem na pytania w których zrobiłem błędy – po pojawieniu się “POZYTYWNY” rzuciłem w stronę egzaminatora “czy to wszystko?” i tyle, wyszedłem.
W domu na spokojnie umówiłem się na egzamin praktyczny, który miał odbyć się za 2 tygodnie, 6-go września (i jestem uboższy o 182 zł). Dlaczego miał odbyć się (a nie odbędzie w tym terminie – poniżej).

OGROMNIASTY MINUS DLA SZKOŁY BLU!!!

Ale zacznijmy od początku:

  • Przed rozpoczęciem kursu zostałem poinformowany, że szkoła organizuje mi kurs teoretyczny (za który pobrano ode mnie 35 zł) – ok, skoro tak mówią…
  • Około tydzień przed zakończeniem jazd szef pyta się mnie dlaczego jeszcze nie mam egzaminu teoretycznego (?!?). Więc w te pędy zarezerwowałem sobie termin (na 2 tygodnie później, za moje kolejne 32zł, te poprzednie 35 doliczone do kursu to nie wiem na co poszło).
  • Wczoraj (22 sierpnia) zdałem te testy i od razu (aby nie tracić więcej czasu) zarezerwowałem sobie termin na egzamin praktyczny, na 6go września…
  • Dzisiaj mam telefon z WORDu, że termin jest anulowany bo nie ma informacji, że odbywałem jakikolwiek kurs…
  • Po wymianie SMSów z właścicielem BLU (bo telefonów nie odbiera, bo po co…) okazało się, że (UWAGA!) oficjalnie DOPIERO TERAZ ZACZYNAM KURS… więc zanim on mi rozpisze godziny w systemie to potrwa to kilka(naście!) dni i dopiero wtedy będę mógł rezerwować termin egzaminu praktycznego…
    … brak słów. Jazdy wykorzystane już 2 tygodnie temu i jeszcze CO NAJMNIEJ 3 tygodnie będę musiał czekać na egzamin praktyczny.

MORAŁ TAKI:

Dałem się oszukać na 35 zł (opłata pobrana przez OSK na poczet egzaminu, który ostatecznie i tam zmuszony byłem sobie zorganizować i opłacić samodzielnie), no i co najmniej jeden miesiąc czasu “w plecy”…

Po odebraniu zaświadczenia o numerze PKK z urzędu komunikacji należy w pierwszej kolejności umówić się na egzamin teoretyczny w WORDzie a dopiero później dogadywać się z OSK. W żadnym wypadku nie zgadzać się na załatwianie czegokolwiek przez OSK bo… i tak trzeba będzie to samemu załatwić i za to płacić.

Zabawę w prawko kat. A zacząłem w połowie lipca, jest końcówka sierpnia i końca nie widać (przez niepotrzebne kombinowanie szefa BLU). Gdybym załatwił to od początku samodzielnie to do końca sierpnia miałbym egzamin praktyczny i to bez żadnego spinania się… A już miałem tak pięknie opisać to OSK…

… 31go sierpnia udało się dojść do porozumienia z szefem BLU i mój kurs w OSK oficjalnie się zakończył. Dopiero teraz mogę sobie rezerwować termin egzaminu praktycznego… za kolejne 2 tygodnie czyli 15go września (…)

jazda 9 (18 i 19 godzina)
Termin egzaminu praktycznego jest już od jakiegoś czasu ustalony na 15 września, czyli pojutrze. Dzisiaj 2 godziny jazdy. Wyglądało to mniej więcej tak, że zrobiłem kilka ósemek, kilka slalomów wolnych a następnie zostałem poproszony do “egzaminu”, czyli taki egzamin na próbę. Po kolei: od obsługi motocykla aż po konkurencje szybkie. Jak na miesiąc przerwy wyszło świetnie.

jazda 10 (20 godzina, ostatnia)
Jutro egzamin. Ta godzina wyglądała podobnie jak dwie poprzednie, czyli “udawany egzamin” z BARDZO wymagającym egzaminatorem, który czepiał się wszystkiego i tylko czekał żeby mnie oblać. Moje zadanie: NIE DAĆ SIĘ OBLAĆ. Wyszło nieźle aczkolwiek trochę rzeczy do zrobienia jest. Ósemki, slalomy, omijanie przeszkody… i koniec szkolenia, jutro egzamin!

EGZAMIN PRAKTYCZNY (15 września 2016)
Po około dwóch miesiącach walki z terminami w OSK nadszedł sądny dzień. Ile ja się naczytałem w Internecie na temat Opolskich egzaminatorów, na temat (nie)zdawalności w Opolu itd. No nic, trzeba się z tym zmierzyć.
Egzamin miałem przewidziany na godzinę 12:50 ale opóźnienie spowodowało, że mój egzamin rozpoczął się gdzieś w okolicach 13:30. Jak to wyglądało w moim przypadku:

  • padło moje nazwisko, zgłosić się na stanowisko nr 7 (jedyne na którym egzaminuje się motocyklistów w Opolu). Poszedłem i grzecznie się przedstawiłem, co zostało odwzajemnione. Mam szczęście czy to tylko gra pozorów?
  • po sprawdzeniu mojego dowodu osobistego dostałem kask i kamizelkę egzaminacyjną. Ubiór miałem od góry do dołu “profesjonalny” więc nie musiałem się mocować z ochraniaczami. Po ubraniu się zostałem zaznajomiony z planowanym przebiegiem egzaminu, wszystko po kolei, co będziemy robić i jak;
  • motocykl był już ustawiony na miejscu parkowania. Miałem pokazać światła STOP, światła mijania i sygnał dźwiękowy. Nie musiałem pamiętać o łańcuchu bo po tych trzech pierwszych czynnościach zostałem poproszony przez egzaminatora o “łańcuch” a następnie o wyprowadzenie motocykla i przygotowanie się do jazdy.
  • pozapinałem się, ubrałem rękawice, “uzbroiłem” hełm o “szczękę” po czym przystąpiłem do wyprowadzania motocykla “w trzech kierunkach”… banalne ale rzuciłem wzrokiem w stronę egzaminatora a on przytaknął że jest ok… chyba mam szczęście i trafiłem na wyjątkowo miłego egzaminatora.
  • zająłem miejsce na siedzisku, schowałem nóżkę, “poprawiłem lusterka” (które były źle ustawione a i tak nie dało się ich ruszyć z miejsca ale ok, coś tam widziałem). Spojrzałem na egzaminatora czekając co na to powie (bo w tym miejscu nasłuchałem się opowieści, że “źle, druga próba” i weź się zastanawiaj co spartoliłeś…) a on po prostu opisał kolejne zadanie czyli “ósemki”…
  • ósemki wydają się być proste ale wystarczy jeden fałszywy ruch i po “ósemce”. Na szczęście wszystko poszło bezbłędnie. Po czwartej ósemce usłyszałem “jeszcze jedna” więc nie miałem możliwości pomylić się w ilości ósemek. Miło;
  • slalom wolny: pierwszy przejazd i źle wjechałem w którąś z bramek. Wiedziałem, że jeśli spróbuję kontynuować to się nie zmieszczę i trącę pachołek (po egzaminie!) – podparłem się i zawróciłem… pierwsza próba niezaliczona. Co mnie zaskoczyło: zająłem miejsce do drugiej próby a egzaminator podszedł do mnie i pyta czy chcę skończyć pierwszą próbę (dawał do zrozumienia, że jeśli nie czuję motocykla to mogę sobie bezkarnie przejechać slalom aby lepiej go wyczuć). Nie skorzystałem z propozycji, nie wiem czy z szoku bo się nie spodziewałem takiej propozycji… w każdym razie zaproponowałem od razu drugą próbę. Musiałem bezwzględnie zrobić dwa przejazdy pod rząd bez błędu bo inaczej po egzaminie – udało się! W końcu na kursie robiłem to setki razy!
  • egzaminator kiwnął do mnie abym podjechał, wskazał mi miejsce po drugiej stronie placu za budynkami i powiedział, że mam tam jechać bo tam będą konkurencje szybkie… znaczy najtrudniejsza część egzaminu za mną, teraz formalność. Od tego momentu byłem z nim na radiu;
  • slalom szybki: skupić się i zrobić po prostu dokładnie tak jak na kursie… zrobione, dwa razy. Za każdym razem pytałem egzaminatora czy poszło OK, oczywiście potwierdzał;
  • omijanie przeszkody: patrzę i oczom nie wierzę… “przeszkoda” jest dużo węższa niż na kursie – będzie łatwiej! I było. Praktycznie niewielkim łukiem z prędkością 50 km/h bez zwalniania udało się to przejechać. Najpierw z jednej a później z drugiej strony… przy takim ustawieniu przeszkód to formalność;
  • hamowanie w wyznaczonym miejscu i hamowanie awaryjne to po prostu hamowanie… czy można to “zawalić” ?
  • ostatnia konkurencja przed wyjazdem w miasto: ruszanie pod górkę: podobnie jak w samochodzie. Prawa noga na hamulec, nieco gazu i powoli sprzęgło, jak zaczyna ciągnąć puszczamy hamulec i odjeżdżamy – po radiu usłyszałem tylko, żebym poczekał “na mnie” bo zaraz wyjeżdżamy w miasto a on jeszcze musi samochód wziąć… znaczy plac zaliczony!
  • jazda po mieście dla kogoś, kto od lat jeździ samochodem po Opolu (i nie tylko oczywiście) trasa egzaminacyjna to po prostu przejażdżka. Po mieście 45 km/h a w strefie do 30 km/h (ZWM) również o pięć mniej czyli 25 km/h, tak dla pewności. Taka prędkość spokojnie pozwoli na ogarnięcie wszystkich znaków drogowych a nawet zostaje czas na podziwianie wdzięków przechodzących dziewczyn. Trzeba tylko markować szczególną ostrożność przy dojeżdżaniu do pasów, na skrzyżowaniach oraz mijając przystanki autobusowe, zwłaszcza gdy autobus tam stoi i za chwilę będzie ruszał… generalnie dla kierowcy kat B nic nowego tylko trzeba markować szczególną ostrożność. Moja trasa jaką przejechałem w czasie egzaminu:
  • Po wjeździe na teren ośrodka jest znak informujący o konieczności jazdy po jego prawej stronie, żeby ktoś się nie rozpędził i przejechał na wprost pod prąd na koniec egzaminu!
  • przejazd do miejsca rozpoczęcia egzaminu. Parkowanie w garażu (już poza egzaminem), rozbieranie się z kamizelek, kasku i zbieranie swoich rzeczy. W międzyczasie egzaminator wypełnia na szybko protokół z egzaminu (ta kartka z jego pieczątką, którą na FB wszyscy się chwalą), na której z pośpiechu wpisał mi nie zaliczoną pierwszą próbę do ósemek zamiast do slalomu wolnego ale to szczegół. Na koniec życzenie “szerokiej drogi”, papier w dłoń i do widzenia…
    … i tak wyglądał cały mój egzamin!

    Podsumowując: nikt mnie nie stresował, nie próbował sprowokować u mnie błędu a wręcz przeciwnie, egzaminator podpowiadał co mam zrobić i jak. Tego nie można było nie zdać. Opowieści typu “uwalają na czym tylko mogą” można włożyć między bajki rozżalonych kandydatów na kierowcę, którzy po prostu nie wykonali swojego zadania i teraz wylewają swoje żale na wszystko i wszystkich tylko nie widzą winy u siebie. Gdyby egzaminator chciał mnie uwalić to przy moim niepowodzeniu na slalomie wolnym tak by mnie nastawił że bym z miejsca nie ruszył. A jednak podszedł i pomógł jak mógł: zaproponował “dokończenie pierwszej próby” czyli jeden przejazd bez konsekwencji, dla lepszego ogarnięcia pojazdu. Nie wiem czy miałem tak wielkie szczęście że trafiłem na miłego egzaminatora, który wymagał co miał wymagać, nie czepiał się. Ja z kolei zrobiłem co miałem zrobić, nic więcej i nic mniej. Idealnie nie było bo jedna próba slalomu wolnego była nieudana ale cała reszta za pierwszym razem. Właśnie tak to sobie wyobrażałem i tak to wyglądało. Myślę, że zarówno ja jak i egzaminator byliśmy zadowoleni. Oczywiście ja bardziej.

Wydział komunikacji (Opole, pomieszczenie 206)
Oczywiście po zdanym egzaminie w te pędy do Urzędu, wydział komunikacji, żeby zdążyć jak najszybciej i uruchomić tą procedurę wyrabiania nowego prawa jazdy (bo za 3 dni odbieram nowy motorek VFR 800 i wypadałoby jak najszybciej się powozić). Na miejscu niestety okazało się, że w urzędzie nie ma jeszcze informacji w systemie o moich wynikach z egzaminu i zostałem poproszony o przyjście “jutro”. Ponieważ “jutro” miałem pracować w godzinach pracy tego wydziału, postanowiłem się zwolnić z samego rana i przyjść do pracy godzinę później – szef zatwierdził mój plan więc na drugi dzień od rana siedziałem przed drzwiami sali 206. O godzinie 7:30 rozpocząłem procedurę wyrabiania nowego prawa jazdy… czyli dostałem kwit do kasy na kwotę 100 zł 50 gr. Szybko do kasy bo do pracy trzeba jechać… a kasa od 8:00!
Dosłownie za 3 ósma mogłem wejść do kasy, błyskawicznie mnie obsłużono (tutaj duży plus dla pana z kasy za błyskawiczną i za fachową obsługę!) i z powrotem do 206. Tam już miła pani z daleka wręczyła mi bilecik z namiarami na adres, gdzie mogę śledzić stan postępu wyrabiania prawka. Oczywiście zostawiłem jej potwierdzony kwit z kasy i do pracy… teraz czekać na odbiór prawa jazdy i w drogę!!!

UPDATE 23.09.2016
Ręce opadają z tymi urzędnikami… tydzień temu w piątek złożyłem wniosek do urzędu o wydanie prawa jazdy, oczywiście opłaciłem 100,50 zł… minął tydzień i jest status [b]Przyjęto wniosek, trwa postępowanie administracyjne[/b] – nie wyszło jeszcze z urzędu… pozdrowienia dla pracowników wydziału komunikacji Starostwa Powiatowego w Opolu (…).

No to podsumowanie i zebranie w całość wszystkich moich wydatków na ten cel:

  • orzeczenie lekarskie 200 zł
  • zdjęcie (6 szt., z czego potrzeba 1 szt.) – 1,39 zł
  • kurs w OSK, koszt szkolenia – 835 zł (można było zapłacić 800 zł ale zostałem naciągnięty na 35 zł na egzamin, który ostatecznie sam sobie musiałem załatwiać i sam sobie opłacić, jeszcze raz!)
  • dostęp do testów egzaminacyjnych przez 3 miesiące – 20 zł;
  • opłata za egzamin teoretyczny (ten który miał zorganizować OSK!!!) – 32 zł
  • opłata za egzamin praktyczny – 182 zł (szczegóły dla WORD Opole);
  • opłata za wydanie nowego prawa jazdy – 100,50 zł
    RAZEM: 1 366,89 zł
    … plus koszt mojej prywatnej benzynki do Junaka, której nie liczę bo to spala naparstek na 100 km… niemniej spaliłem jej za około 50 zł.

Na koniec uprzedzę Wasze pytania:

  • czy opłaca się robić kategorię A czy może lepiej sobie odpuścić i dalej jeździć 125cc? – w żadnym wypadku nie odpuszczać! Dla samych umiejętności zdobytych na placu uważam ten czas i pieniądze za jedną z lepszych inwestycji. Druga sprawa: jak sobie człowiek pojeździ motocyklem 600cc to ma pewien obraz tego jak można jeździć a jak się jeździ motorkiem 125cc na kat. B (…)
  • czy kupno motocykla 125cc (posiadając kat B od co najmniej 3 lat) przed kursem to dobry pomysł? – zdecydowanie tak! Pojeździj sobie jeden sezon (od wiosny przynajmniej do lata) i będziesz wiedział(a) czy to hobby dla Ciebie. Nie rzadko bywa tak, że ktoś kupuje motocykl i szybko dochodzi do wniosku, że to nie jego bajka… lepiej więc kupić tańszy motocykl 125cc i sobie pojeździć: do pracy, po okolicy i może na jakieś spotkanie motocyklistów – wszystko wyjdzie w praniu: czy masz na to czas, czy masz na to warunki no i czy Cię na to stać (bo nie jest to tanie hobby!)… Ponadto człowiek objeżdżony na nawet małym motocyklu, idąc na kurs nie jest już żółtodziobem i praktycznie od razu jest w stanie zapanować nad 600cc na placu manewrowym (co nie znaczy, że od razu taki dostaniesz do dyspozycji). Co innego jeśli ktoś zaczyna od totalnego zera lub miał kilkanaście lat przerwy w jeździe na motorynkach – będzie bardzo trudno nauczyć się wszystkiego co potrzeba w ciągu 20 godzin kursu i zdać egzamin (…).
  • jaki wybrać motocykl 125cc jako pierwszy motocykl? Ja kupiłem model Junak RS 125. Przypadkiem okazało się, że jest bardzo zbliżony gabarytami do XJ6 (ten, który obowiązuje na egzaminie!) więc przesiadka z jednego na drugi to 5 minut formalności. Jedyna różnica XJ6 w stosunku do RS125 to:
    większa moc (nad którą łatwo zapanować jeżdżąc na co dzień na motocyklu 125cc);
    większa masa, która przestaje mieć znaczenie po ruszeniu z miejsca – XJ6 jest stosunkowo stabilnym motocyklem;
    Poza tym: siedzisko na podobnej wysokości, podobne możliwości skrętne, podobna podatność na wywrotki. Kupiłem RS125 wcale nie z myślą o kursie prawa jazdy kat A a tu taka miła niespodzianka.
  • Czy warto korzystać ze szkoły BLU? (Opole)
    tak, pod warunkiem, że egzaminy: teoretyczny i praktyczny załatwicie we własnym zakresie i poinformujecie o tym szefa BLU (bo inaczej naciągnie Was na 35 zł tak jak mnie i czas od rozpoczęcia kursu do egzaminu praktycznego ZDECYDOWANIE się przedłuży). Instruktor (Arek) naprawdę fajnie tłumaczy, wymaga, wystarczy słuchać i nie będzie problemów ze zdaniem egzaminu. Temat finansów to bardzo delikatny temat w szkole BLU. Jak szef wyczuje nieznajomość procedur przez kursanta to zaczyna się wciskanie nieprawdziwych informacji, np. że szkoła załatwia egzamin teoretyczny w WORD (za co żądają 35zł), co okazuje się nieprawdą i ostatecznie samodzielnie trzeba sobie załatwiać ten egzamin (płacąc za niego drugi raz). Najlepiej przed wejściem w kontakt z szefem BLU od razu iść na egzamin teoretyczny i powiedzieć, że interesuje nas wyłącznie sam kurs… i tak terminy egzaminów trzeba będzie samodzielnie załatwiać i za nie płacić!
    Dodatkowo pod koniec jazd zaczynają się dogadywania typu “nie masz umiejętności, musisz dokupić dodatkowe godziny…” G… PRAWDA! Idziesz na egzamin i zdajesz. A jak nie zdajesz to na dodatkowe jazdy zapisz się do jakiejś innej szkoły lub może to zrobić ktoś znajomy (praktykujący instruktor kat A!) – ludzi z WORDu kompletnie to nie interesuje w jaki sposób się dokształcasz. Jak przez 20 godzin instruktor Cię nie nauczył to również kolejne 20 godzin niczego nowego nie wniosą więc nie ma sensu oddawanie pieniędzy OSK za dodatkowo stracony czas na ósemkach.

A tutaj mój filmik z dróg jakie niedawno w Opolu powstały i na których odbywają się egzaminy prawa jazdy:

Zapraszam do dyskusji. Jakie były Wasze doświadczenia jeśli chodzi o zdobywanie kategorii A?

Translate »